Dzisiejszy post będzie stanowił krótką i częściową relację z minionego weekendu, który był pełen dobrze spędzonego czasu. Od piątku, aż do poniedziałkowego po południa (tak wiem, że nieco rozciągam weekend ;)) – nie było dnia bym nie spędził przynajmniej kilku godzin na dworze. Pogoda ku temu zachęcała – w końcu słońce świeciło od rana do bardzo wczesnych godzin wieczornych. Zwykłe spacery i zabawy z psem na dworzu zapewne Was nie interesują, więc od razu przejdę rzeczy bardziej interesujących.
Dla mnie weekend rozpoczął się w piątek rano, kiedy pomimo zachmurzenia zdecydowałem się na krótki, bo trwający z dojazdami nieco ponad godzinę, wypad do Sopotu, którego celem było sfotografowanie krwawodzioba. Nie jest to częsty gość w naszych rejonach o tej porze roku. Udało się mu zrobić kilka fajnych zdjęć w otoczeniu biegusów. Miałem na początku problem z oznaczeniem biegusów – kompletnie gubię się w szatach zimowych bekasowatych. Na szczęście, zaprzyjaźnieni miłośnicy ptaków pomogli mi i wytłumaczyli na co zwracać uwagę i teraz już wiem, że to były biegusy zmienne w szacie zimowej a nie np piaskowce.
W sobotę wraz z Pawłem wybraliśmy się na niezobowiązujący wypad fotograficzny do parku. Z założenia mieliśmy zrobić tam zdjęcia testowe – ja wciąż bawię się nowymi zabawkami, a Paweł chciał sprawdzić czy moja Sigma miałaby u niego jakiekolwiek zastosowanie. Po kilkudziesięciu minutach spędzonych w parku stwierdziliśmy, że nie widzieliśmy żadnego “nowego” dla nas ptactwa i należy zmienić miejsce, bo ptaki które tam widzieliśmy: bogatki, modraszki, dzięcioł średni – to sama „klasyka”. Na drzewach siedziały też gile i szczygły – ale im zdjęć właściwie nie było sensu robić – były za wysoko, pod światło i z dużą ilością zawadzających gałęzi na linii 'strzału’.
Przenieśliśmy się nad nieodległy staw. W większości był zamarznięty, ale w kilku miejscach lód zdążył już puścić i sporo ptactwa wodnego zażywa kąpieli zarówno wodnej jak i słonecznej. Muszę powiedzieć, że dawno się tak dobrze nie bawiłem fotografując łabędzie w otoczeniu kaczej i 3 kormoranów.
Zdjęcia jakie udało nam się zrobić naładowały nas pozytywną energią – bo jakżeby mogło być inaczej. Słońce, przyjemna temperatura, ładne otoczenie i fantazyjnie pozujące ptactwo. Niby takie 'nic’ ale po długich zimowych i szarych tygodniach była to bardzo miła odmiana.
W połowie dnia Paweł wrócił do domu ja natomiast pojechałem sfotografować bąka, ale o tym będzie cały osobny wpis. Ptaszek bardzo mi się spodobał, więc nie miałem go dość i po po sobotniej mini sesji pojechałem do niego jeszcze raz z Pawłem w niedzielę i samemu w poniedziałek – dzięki czemu chyba udało mi się zrealizować wymyślone kadry.
Podsumowując – weekend był bardzo udany – spotkałem nowy gatunek ptaka, spędziłem sporo czasu na dworze, ze znajomymi, poznałem nowe osoby, sprawdziłem sprzęt i do tego jestem zadowolony ze zdjęć 😉 Wciąż czekam na pingwina cesarskiego. Czekam tez aż Paweł zabierze mnie na zdjęcia i pokaże co i jak fotografuje 'od kuchni’ 😉