Dziś zaprezentuje krótki wpis podsumowujący wypad na lokalne pokazy lotnicze. Gdynia Aerobaltic, bo o nich mowa odbyły się pod koniec sierpnia na lotnisku w Kosakowie w Gdyni. Czas ich trwania to dwa dni oraz poprzedzający je spotters day,
Spotters day
Dla mnie pokazy rozpoczęły się już w piątek, od tzw. spotters day. Niestety, nie uważam tego dnia za najbardziej udany… Raz, że pogoda nie była najlepsza – szare chmury i przez większość czasu “płaskie” światło nie dawało najlepszych rezultatów na zdjęciach. O ile jednak trudno mieć pretensje do pogody, o tyle jednak organizacja pokazów pozostawia sporo do życzenia.
Zasadniczo na teren pokazów spotterzy byli wpuszczano od godziny 10, najciekawsze przyloty i próby zaczynały się wcześniej. Myślę, że bez problemów można było wpuścić spotterów wcześniej, bo defacto najciekawsze momenty zaczęły się przed dopuszczeniem do oglądania.
Dodatkowo, umiejscowienie platformy z kamerą tuż przed miejscem dla spotterów było co najmniej niefortunne, bo przez takie położenie niemal zawsze wchodziła w kadr podczas fotografowania lądowań.
Na duży plus można zaliczyć za to dużą i przestronną trybunę dla fotografów. Dawała ona całkiem fajny widok i perspektywę. W narożniku strefy spotterów znajdował się namiot foto, gdzie można było sprawdzić najnowszy sprzęt Canona, Sony i Nikona. Cała strefa była oddzielona od pozostałego terenu pokazów pozostawała do wyłącznej dyspozycji spotterów – – nikt obcy przez wszystkie dni nie mógł się do niej dostać.
Pokazy
Same pokazy odbyły się w sobotę i niedzielę i zgromadziły tłumy widzów. Nie dziwi mnie to, bo raz, że pokazy były fajne, dwa – była to jedna z większych imprez w okresie między kolejnymi lockdownami, trzy – był to po prostu fajny event rodzinny! Na niebie można było zobaczyć grupy akrobacyjne, grupy pokazowe, pojedyncze samoloty czy helikoptery – działo się. Na ziemi, z tego co zauważyłem była strefa gastro z jedzeniem i piciem. Oprócz tego na terenie pokazów odbywały się pokazy statyczne, a dla mniejszych widzów, nieco znudzonych podniebnymi atrakcjami park zabaw dla dzieciaków. Z wiadomych względów nie ruszałem się zbytnio ze strefy spotterskiej. Nie chciałem przegapić niczego ciekawego – a nóż widelec na horyzoncie pojawiłaby się jakaś atrakcja na miarę pingwina cesarskiego. Gdybym ją przegapił, żałowałbym niemiłosiernie.
Podobnie jak w Lesznie, agenda gdyńskich pokazów oferowała podobne atrakcje w sobotę i w niedziele, co dało możliwość poprawienia niektórych kadrów jak i lepsze przygotowanie się do niektórych pokazów.
Na szczęście udało nam się poprawić kadry, których jakość była niezależna od pogody czy umiejętności fotografa. W niedzielę bowiem ekipa obsługi niemieckiego Oriona nie imprezowała tak jak w sobotę, dzięki czemu można było zrobić zdjęcia wracającym na parking samolotom Red Wings. W sobotę bowiem ekipa Niemieckiego Oriona, upojona zapewne wizją zajebistości własnego pomysłu, ustawiła się pomiędzy samolotami a fotografami, tańcząc, śpiewając i zachowując się niedorzecznie. Niepomni wyrazów niezadowolenia, przeszkadzali wszystkim w zrobieniu zdjęć. Pod tym względem w niedziele byli znacznie spokojniejsi, albo po prostu uznali własne choreografie taneczne za zbyt niedopracowane. Niezależnie od przyczyn – w niedziele udało się zrobić zdjęcia Red Wings.
To czego w tym roku zabrakło to nocnych pokazów nad plażą miejską w Gdyni. W tym roku ta część się nie odbyła z powodu koronawirusa. Mam nadzieję, że w przyszłym wszystko wróci do normy i ta – ponoć najlepsza część Aerobaltic się odbędzie.
Mimo to, a może właśnie – dzięki temu – zajrzyjcie do galerii, bo jak zwykle żadne słowa nie zastąpią wrażeń, które dają obrazy.
Pokazy to oprócz sprzętu ludzie i nie tylko Ci w powietrzu, siedzący za sterami ani Ci z obsługi naziemnej – to też widzowie, spotterzy a w śród nich sporo osób, które już poznajdę z widzenia lub nawet dzięki pokazom znam osobiście. W Gdyni spotkałem też kolegę, którego nie widziałem od czasów studiów i w sumie to nie myślałem, że kiedykolwiek spotkamy się właśnie na pokazach. Miałem też okazję poznać kilka nowych, fajnych osób z Cyfrowe.pl i Sony jak i kilku spotterów, z którymi pewnie zobaczę się w przyszłości.
Sprzęt
Zwyczajowo zabrałem 2 puszki, do jednej podpiąłem stałkę 400 mm a druga miała zooma 100-500. Wszystko to przyniosłem w swojej Shimodzie – coraz bardziej lubię ten plecak – świetnie nosi się w nim duże obciążenia. Na pokazach tego typu niezbędne jest krzesełko by można było na chwilę odpocząć. Nowością dla mnie było użycie paska na ramię od Blackrapid – dzięki niemu noszenie dużej i ciężkiej stałki nie było tak uciążliwe. Ponieważ pokazy były stosunkowo niedaleko od domu jedyne co musiałem mieć ze sobą to zapasowe karty pamięci – wszystko na spokojnie zgrywałem po powrocie do domu.
Podsumowanie
Miało być krótko i jest krótko. Z pokazów jestem zadowolony. Udało się zrobić trochę fajnych kadrów, poznałem kilka nowych osób. Nauczyłem się pracy z nowym szkłem i ogólnie bardzo miło spędziłem czas. Myślę, że zdjęcia oddają to całkiem dobrze.